Czwartek 21.04.2011, godz. 18:24Wielki Piatek - Dyngusowe biczowanie
Dyngusowe biczowanie zaczynano już w Wielki Piątek, ale raczej w kręgu najbliższej rodziny. Żona chłostnęła symboliczną rózgą męża, a dzieci otrzymywały czasem niezłe lanie - niby „wypłatę" za cały rok. Jeszcze gdzieś w początkach XVIII wieku widziano w pomorskich miastach kapturowych biczowników i jękliwe płaczki.
Dzień Bożej męki na Kaszubach zwano Płaczebogiem. Jest to dzień ścisłego postu, który dawniej przeżywano koniecznie o suchym chlebie i wodzie tylko. W ten dzień czyniono też ostatnie przedświąteczne porządki. Krótko przed wschodem słońca - i wyłącznie o tej tylko porze - zamiatano izby, a śmieci wyrzucano za ogrodzenie domostwa. Tylko takie wysprzątanie domu zapewniało czystość na święta.
W Wielki Piątek milkły dzwony, a w użycie wchodziły drewniane kołatki zwane klekotkami. Męska młodzież obchodziła wieś, klekocząc albo jeszcze głośniej terkocząc obrotowymi sznurami, by ogłosić wszystkim wielka żałobę. Zamiar był zacny, lecz towarzysząca mu na ogół wrzawa daleka była od smutku.
Wygaszano w domach paleniska, a rozpalano je ponownie w sobotę. Służyły temu rozżarzone węgielki drzewne, przynoszone z ognisk, które palono na rozstajach dróg. Najwłaściwszy dla podtrzymania obrzędowego ognia był szakłak ciernisty. Jego tlącą gałązką wzniecano na nowo domowe ognisko pod kuchenną płytą. Po rozpaleniu ognia, na drzwiach chałup i stajni drzewnym węglem znaczono czarne krzyże - na pomyślność i na pamiątkę męki Chrystusa. Przez tak znaczone drzwi nie miały dostępu żadne złe moce.
Źródło: http://www.opoka.org.pl/varia/wielkanoc/triduum/1125.1,Wielki_Piatek.html - Fragment książki Romana Landowskiego „Dawnych obyczajów rok cały. Miedzy wiarą, tradycją i obrzędem” Wydawnictwo „Bernardinum” Pelplin 2000 (Copyright by Roman Landowski 2000)
Powrót