Piątek 09.09.2011, godz. 11:40Canwyll Corph, czyli trupia świeca..
Po całym świecie wędruje legenda o „trupiej świecy”, która dokładnie wie, kiedy daną osobę dosięgnie śmierć. Opowieść przekazywana jest z ust do ust i dla wszystkich, którzy ją zobaczą, stanowi zły zwiastun.
Jak głosi legenda, wielkość trupiej świecy odzwierciedla wiek osoby, która ma umrzeć. Im dłuższa „Canwyll Corph”, tym dłużej człowiek będzie żył. Ważne jest także, że w momencie, gdy ukazują się dwie świece – duża i mała – oznacza to śmierć matki oraz dziecka. Również kolor płomienia jest istotny. A mianowicie, gdy jest biały – śmierć poniesie kobieta, gdy czerwony – mężczyzna.
Na temat „trupiej świecy” krąży wiele opowieści. Oto kilka z nich.
Pewna kobieta, mieszkanka Walii, opiekowała się swoją chorą siostrą. Oprócz nich, w domu przebywały także dzieci. Było już późno, więc kobieta położyła dzieci spać i ustawiła na podłodze kilka świec. Nagle, w domu rozległ się „dziwny” dźwięk, jakby głośniejszy szmer, czy szelest. W tym samym momencie świeczki zgasły. Jednak pokój nie pogrążył się w ciemności, a oświetlało go jedynie słabe światło. Sytuacja ta wprawiła kobietę w ogromne zdziwienie. Po chwili, na środku pokoju stanął John Richards, mężczyzna, który nie żył od 10 lat! W ręku trzymał "trupią świecę" i wpatrywał się w kobietę „śmiertelnym” wzrokiem. Przerażona mieszkanka Walii obudziła swojego syna i zapytała go, czy również widzi zmarłego Richardsa. Okazało się, że także chłopiec widział nieboszczyka. Wtedy też duch mężczyzny zniknął, a stojące na podłodze świeczki znowu zapłonęły – jasnym płomieniem. Następnego dnia zmarła chora siostra kobiety.
W londyńskim szpitalu, pielęgniarki zauważyły na ustach mężczyzny błękitny płomień. Krótko po tym wydarzeniu, pacjent zmarł.
Po świecie krąży także legenda, przekazana przez Maurice'a Griffitha. Pewnego dnia, mężczyzna schodził ze wzgórza Tre – Davydd. W pewnym momencie, w oddali, zobaczył światło – czerwony płomień. W pierwszej chwili przyszła mu do głowy myśl, że może to być światełko "trupiej świecy". Jednak mężczyzna nie wierzył w takie historie. Zauważył, że czerwony płomień widnieje nieruchomo, w jednym miejscu. Taki stan utrzymywał się przez około 15 minut. Po tym czasie, światełko „powędrowało” na cmentarz, a następnie do kościoła, by później z powrotem na cmentarz. Tam też zniknęło. Kilka dni potem, zmarł syn sąsiadów. I co ciekawe, kondukt pogrzebowy, przez 15 minut, stał w tym samym miejscu, w którym zatrzymał się płomień "trupiej świecy". Ponadto, chłopiec został pochowany na cmentarzu, w miejscu, gdzie ostatecznie skierowało się światełko.
Źródło: www.strefatajemnic.onet.pl za http://zjawiska-paranormalne1989.blog.onet.pl,
Fot. autorstwa Kamila Porembińskiego, udostępnione na www.wikipedia.pl 23.12.2004, na licencji Creative Commons.
Powrót