Środa 12.10.2011, godz. 11:19Slang branży pogrzebowej
Niemal każda branża posiada „swoje” specyficzne słownictwo, którym posługuje się na co dzień. Nie inaczej jest w przypadku branży pogrzebowej. Jej przedstawiciele i pracownicy używają wiele, dobrze sobie znanych słów, które czasami mogą wzbudzać zdziwienie, a może nawet i niesmak.
Kilka lat temu, Beata Mróz (obecna redaktor naczelna dwumiesięcznika funeralnego MEMENTO), pod kierunkiem profesora Jerzego Bralczyka, napisała pracę magisterską na temat języka śmierci i branży funeralnej. Odwiedziła kilkadziesiąt polskich zakładów pogrzebowych oraz cmentarzy, aby przysłuchać się używanemu tam słownictwu. Beata Mróz zgromadziła wiele wyrażeń i zwrotów, które następnie poddała szczegółowej analizie.
Autorka w swojej pracy zaznaczyła, że w zakładzie pogrzebowym mówi się dwoma językami: oficjalnym, czyli takim, którym zwraca się do rodzin i tym używanym „na zapleczu”. Najpierw bliscy zmarłego dowiedzą się o kosztach pochówku i trumny, by później karawaniarze ( „kierowcy zimnych erek”), już w zaciszu firmy dyskutowali o „walizce” czy „kuferku” (czyli trumnie).
Poniżej przedstawiamy fragmenty artykułu pani Beaty Mróz: Dwa języki: salonu i zaplecza, MEMENTO 2005, nr 5, s. 28 - 29.
Język, którym posługują się pracownicy firm pogrzebowych, nosi cechy zawodowej odmiany języka o charakterze jawnym. W języku tym daje jednak o sobie znać żargon, będący tajną odmianą języka zawodowego.
Słownictwo żargonowe w branży pogrzebowej powstaje w drodze naturalnej, codziennej działalności. Nieustannie pojawiają się nowe wyrazy i wyrażenia. Istnieją dzięki pomysłowości, wiedzy fachowej i doświadczeniu ich twórców – pracowników firm pogrzebowych. Codzienne z nim obcowanie powoduje oswojenie się z takim sposobem wyrażania. Jawne posługiwanie się żargonem przez pracowników ma miejsce we własnym gronie. Ta jawność staje się jednak tajnością w kontaktach z osobami spoza branży, zwłaszcza z rodziną zmarłego. Pracownicy firm świadomie przechodzą z oficjalnego sposobu rozmowy na „zawodowy” z chwilą zniknięcia z horyzontu „obcych”.
„My tak tylko między sobą”
W pomieszczeniach zakładu pogrzebowego, tzw. dyżurni (pracownicy oczekujący na zlecenia telefoniczne o zgonach) prowadzą rozmowy w ramach „drugiego życia” firmy. Trzonem ich rozmów jest język potoczny, używany w życiu codziennym, który podlega zawodowym modyfikacjom. Na ich słownictwo składają się profesjonalizmy, a więc wyrazy lub zwroty o zasięgu użycia ograniczonym do grupy zawodowej pracowników „pogrzebówki”. Wyróżnić można także terminy oficjalne („kremacja”, „msza”); medyczne („sekcja zwłok”); prawne („akt zgonu”, „zgon”) oraz słownictwa i frazeologię używaną potocznie w czasie pracy. Należy bezwzględnie odróżniać pojawiające się terminy fachowe, np. tanatopraksję od żargonowych terminów jak np. „kusza” (metoda zamykania zmarłemu ust) czy „karmienie zmarłego” (inna metoda utrzymywania żuchwy zmarłego na właściwym poziomie).
Używanie języka zawodowego, a zwłaszcza żargonu, z jednej strony wskazuje na dobre rozpoznanie branży, z drugiej zaś komunikuje stosunek emocjonalny do poszczególnych przedmiotów z jej zakresu. Chodzi o wyrażenia postawy emocjonalnej wobec świata, poprzez dosadność, ironię czy też humor. Język wydaje się być ważnym elementem umiejętności oglądania nieboszczyka. Zdaniem pana Andrzeja, pracownika prosektorium, trzeba o tym mówić, żeby to ... nie zostawało w ludziach. Posługiwanie się żargonem można więc interpretować jako mechanizm obronny przed ciągłym obcowaniem ze śmiercią.
Żartobliwy wydźwięk takich sformułowań jak „gorący kubek Knorra” (ciepła urna z prochami zmarłego), „popielniczka” (inne określenie urny), czy „Zenek” (ciało zmarłego na pokładzie samolotu) ma pozwolić choć na chwilę zapomnieć o nieprzyjemnej atmosferze w pracy.
Ukształtowanie się języka zawodowego, zwłaszcza żargonu, wiąże się z profesjonalizacją pewnych czynności. Słownictwo zawodowe i żargonowe używane jest automatycznie w sposób rutynowy. „Babcią” jest każda zmarła staruszka, „boją” każdy topielec, „kłusownikiem” lub „wywiadowcą”, każdy organizator pogrzebu porównujący ceny i odwiedzający w tym celu kilka firm pogrzebowych.
Odpowiednie dać rzeczy słowo
Z językowego punktu widzenia w firmie pogrzebowej nie ma śmierci. „To” słowo jest tam bardzo rzadko wypowiadane. Jest to związane ze zjawiskiem tzw. tabu, czyli społecznie usankcjonowanego zakazu wypowiadania pewnych wyrazów. W odpowiedzi na tabu związane ze śmiercią pojawiają się liczne eufemizmy, czyli określenia łagodzące. Trudność rozmów w zakładzie pogrzebowym polega na stwarzaniu – za pomocą katalogu przymilnych zwrotów i uprzejmości – komfortu psychicznego najbliższym zmarłego. Należy mówić o „tym”, nie nazywając „tego” śmiercią. Nie można w żaden sposób urazić krewnych zmarłego. Z tego względu rozmowy w zakładzie pogrzebowym podążają torami ogólności. Zarówno po stronie krewnych jak i pracowników „przyjmujących pogrzeb” (czas poświęcony na omówienie spraw związanych z pogrzebem), wyraźna jest niechęć do szczegółów.
Powszechna jest w branży pogrzebowej świadomość niestosowności niektórych zawodowych i żargonowych określeń. „Przy rodzinie nie mówimy, że ciało wkładamy w worek. Mówimy, że są takie wymagania sanitarne, aby ciało było w „białym plastikowym całunie” (określenie worka, używane w rozmowach z rodziną). Ten sam „całun” w zaciszu zaplecza firmy nazywa się „prochowcem” (określenie worka na zwłoki). „My używamy słowa branie, gdy bierzemy ciało do chłodni. Rodzinie mówimy, że wykonamy eksportację”.
Bez owijania w bawełnę
Najliczniejszą grupę stanowią określenia trumien. Liczną podgrupę stanowią określenia, które inspirację nazwową czerpią z wzornictwa, charakterystycznego dla poszczególnych krajów: amerykanka, francuz, hiszpanka, włoch. Ciekawą podgrupę stanowią nazwy trumien – metafory ubrań dla zmarłego: dębowa kamizelka, dębowa jesionka, dębowy szlafrok lub garnitur. M1 to jednoosobowe mieszkanie dla zmarłego. Inne nieoficjalne nazwy nawiązują do różnych rodzajów pudeł: futerał, kuferek, obudowa, piórnik, walizka, paczka, skrzynka. Zmarły bywa też chowany w balonówie (trumna o opływowych kształtach), beczce, cerkiewce (prosta i tania trumna), fujarze, kajaku, mercedesie (drogi model, w kolorze metalik), lotniku (model trumny dla wysokich i postawnych).
Zmarły w trumnie bywa określany „wkładem”. W obecności rodzin staje się „osobą zmarłą”. Obsługa zmarłego jest dla pracowników firmy źródłem dochodu, stąd też wzięło się określenie „klient”. „Klient”, który się powiesił, jest określany mianem „breloczka” lub „breloka”. Ze względu na stan ciała zmarły może być „murzynkiem” lub „śmierdzielem”. Jeśli klienta trzeba przewieźć robi się tzw. przerzutkę.
Ciekawa jest grupa określeń dotycząca czynności wykonywanych przy trumnie. Przed ceremonią należy „wyczyścić walizkę” (nadać trumnie ostatni szlif, by się świeciła). Trumnę do grobu można „donieść na pagonach” (ramionach) lub w „łapkach”. Rzeczownik „garb” określa niesienie trumny na ramionach. „Trumnę niesie się w równym składzie” (wyżsi żałobnicy niosą trumnę tam gdzie zmarły ma głowę, niżsi w jego nogach). Gdy do niesienia trumny trzeba zaangażować sześciu pracowników zamiast czterech „rodzina płaci za sześciu rogów”. Po niesieniu trumny z ciężkim „klientem” zdarzają się „odgnioty” (ból ramion).
Nawał pracy w firmie pogrzebowej daje o sobie znać w następujący sposób: „duże natężenie ruchu”, „nakosić ciałek”, „mieć duży przerób”. Jest też grupa zwrotów i określeń, w których objawia się niechęć wobec konkurencji. „Dużo zgonów idzie bokiem” wskazuje na przechwytywanie dużej liczby pogrzebów przez rywali rynkowych. Podobne znaczenie ma sformułowanie „konkurencja wygarnęła” lub „podebrać trupa”.
Mniej techniki, więcej człowieka
Wiele słów i zwrotów przytoczonych powyżej odzwierciedla przedmiotowe i techniczne traktowanie śmierci. Techniczne zwroty mają ukryć grozę i strach. To co może nas przestraszyć, ukrywa się pod technicznym brzmieniem terminu. Tego języka nie należy oceniać. Chodzi głównie o ukazani charakterystycznych wypowiedzi, tonu, zabarwienia emocjonalnego i wartości komunikacyjnej badanego zjawiska. W języku tym jak w lustrze odbija się nasze nastawienie do śmierci.
Źródło: B. Mróz, "Memento" 2006, nr 5, s. 28 - 29. Artykuł pani Beaty Mróz powstał na podstawie pracy magisterskiej: Język śmierci w nazwach, reklamie oraz rozmowach pracowników firm pogrzebowych, napisanej pod kierunkiem profesora Jerzego Bralczyka w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego;
Powrót